rycznej na jego pytania dwukrotnie powtarzane, odrzekł powoli z wyszukaną grzecznością.
— Od kilku dni, nie podejrzewając jeszcze nawet że nazwisko pana Achilesa Verdier kryje dawną znajomość, bo dopiero dziś rano gdym czytał papiery, w których nazwisko to znalazło się połączone z nazwiskiem Jakóba Lambert, przypomniałem sobie wszystko dokładnie, od kilku dni już, powtarzam, bywam w pańskim zakładzie i bardzo starannie zajmuję się oglądaniem i ocenianiem pańskiego majątku... Śliczny jest ten pański majątek!... Winszuję panu szczerze... Jesteś pan administratorem pierwszorzędnym mój drogi kapitanie!... Pieniądze umieszczone w pańskim ręku pracują i przynoszą procenta bezustannie. Pańskie ambitne marzenia spełniły się na jawie... chciałeś miljonów, i posiadasz ich obecnie więcej niż cztery...
Jakób Lambert aż podskoczył na krześle.
— Cztery miljony!... — krzyknął.
— Co najmniej...
— Sądzę, że pan tę niedorzeczną bajkę według jej wartości rzeczywistej oceniasz!... Prawda, pracuję dniem i nocą, pilnuję starannie mego dobra... Zrobiłem kilka szczęśliwych spekulacyi... zrealizowałem pewne korzyści... to wszystko prawda... ale jestem o sto mil odległy od posiadania czterech miljonów... Ci, którzy to mówią są to moi nieprzyjaciele... ci zaś co w to wierzą to szaleńcy...
— Pomieść mnie pan w tej ostatniej kategoryi — kończył Maugiron — gdyż mam silne przekonanie, że głos publiczny zmniejsza raczej majątek pański, lecz go nic powiększa...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/436
Ta strona została skorygowana.