naszą znajomość... Do stu diabłów! pięknych się rzeczy dowiedzą!
Piotr Landry zgrzytnął zębami, i ścisnął konwulsyjnie pięście.
— Nędzniku! — powiedział głucho. — Czyżby to zbrodnią było, gdybym cię tu schwycił za gardło i udusił jak psa!?
Ravenouillet zaczął się śmiać.
— Ja nie wiem czyby to było zbrodnią — rzekł po chwili — ale jestem zupełnie spokojny, do tego nie przyjdzie ci fantazya, najprzód są świadkowie którzyby ci przeszkodzili, a następnie że ten, żarcik zrobiłby cię recydywistą, coby było bardzo złem dla ciebie!... Skończmy zatem mój stary kolego i to skończmy jaknajprędzej. Te panny się niecierpliwią i ja sam mam interesa. Potrzebuję oddalić się...
Piotr Landry rzucił na Ravonouilleta spojrzenie nienawiści i wzgardy, ale oszust tylko się uśmiechnął na tę groźbę.
— Panie, to już rzecz załatwiona — powiedział zwracając się do restauratora — mój przyjaciel i ja musieliśmy zamienić z sobą kilka słów tyczących się dawnych wspomnień, rzecz naturalna między serdecznemi, którzy się po dwuletniej rozłące spotykają; ale nasze serdeczne powitanie już się skończyło, a mój przyjaciej bez dalszej zwłoki, zapłaci panu ten mały rachuneczek.
To zapewnienie powróciło restaurotorowi wyraz zupełnego zadowolenia.
Piotr Landry nie mając innego punktu wyjścia ze swego położenia, zabrał się do spełniena żądań oszusta.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/46
Ta strona została skorygowana.