Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/462

Ta strona została skorygowana.

zumiesz, przedsięwziąłem niezbędne! ostrożności, aby moje widzenie się z nim było nieznane nikomu... Przyszedłem tutaj!... Bo i któż w istocie mógłby o tak spóźnionej godzinie śledzić moje kroki w kajucie na statku?... czy nie trzeba było nadzwyczajnego wypadku, albo raczej niepojętej fatalności, aby cię przywiodły do tych drzwi?...
O naznaczonej godzinie Maugiron przybył...
Byliśmy sami... Zdjął maskę z bezwstydną bezczelnością... dał się poznać i przekonał mnie od pierwszych słów, że takim jakim go kiedyś znałem, pozostał do dziś dnia!... Chciał znowu wyzyskiwać potworne potwarze będące dziełem jego własnem, za czasów jego młodości; a pamięć święta, której nędznik groził, była to... zadrżysz ze zgrozy moje dziecię!... była to pamięć twojej matki...
— Mojej matki!... — krzyknęła Lucyna składając ręce — o! podły!... O! nikczemny!... on czernił pamięć mojej matki!...
— Czernił ją kłamliwie, bo godna towarzyszka mego życia, po której w sercu mojem wieczną noszę żałobę, była najczystszą, najcnotliwszą, najnieskazitelniejszą z kobiet!... Ale Maugiron z machiawelskiem łotrowstwem, ze straszną zręcznością prawdziwego artysty, w zdradzie zebrał kiedyś fałszywe pozory, zgrupował je, a z tych pozorów zwodniczych nikczemną wysnuł historyę, którą za rzeczywistość dowodami popartą, podawał:
Niech Bóg uchowa, abyś się sama kiedyś przekonała córko moja ukochana!... o tem, że ze wszystkich broni podstępnych, potwarz jest najniebezpieczniejsza... Prawda czasem rani, ale potwarz zabija na pewno, gdyż rana przez nią zadana jest zatruta!...