Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/465

Ta strona została skorygowana.

prawda dodała słabym słowom moim, wygrałem przed tobą sprawę, powinnaś zrozumieć potrzebę zupełnego milczenia!... powinnaś zrozumieć, że wieczna noc musi pokryć akt najwyższej sprawiedliwości, który się tu spełnił!...
Lucyna patrzyła na ojca ze zdziwieniem.
— Czegóż się możesz obawiać? — spytała — dla czego usuwać się przed światłem jeżeli się nie ma sobie nic do zarzucenia?...
— Ja nic nie rozumiem... — rzekł Jakób Lambert.
— Czy chcesz abym ci powiedziała całą myśl moją, mój ojcze?...
— Mów moje dziecię!...
— Na twojem miejscu, wiesz cobym zrobiła?...
— Nie wiem, ale gorąco pragnę dowiedzieć się...
— A więc ci powiem!... zaraz z brzaskiem dnia poszłabym do prokuratora cesarskiego i opowiedziałabym mu wszystko...
Jakób Lambert zadrżał i odstąpił kilka kroków...
— Ty byś to zrobiła!... — wykrzyknął.
— Tak, mój ojcze...
— Nieszczęśliwe dziecko, ależ to byłaby moja zguba!...
Lucyna zbladła i znowu drżeć zaczęła.
— Jakto?... — spytała.
— Pozory są przeciw mnie, a sprawiedliwość ludzka, wistocie rzeczy omylna, bardzo często z pozorów tylko sądzi!...
— Czyż ja zwątpiłam choćby na chwilę o prawdzie twoich słów ojcze?...