Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/474

Ta strona została skorygowana.

wem niepokoju o mnie ośmieliłby się przestąpić próg twojej kajuty!...
Po dwóch lub trzech sekundach rozwagi, Jakób Lambert przyszedł do tego przekonania że Lucyna mogła mieć racyę, uspokoił się więc prawie zupełnie.
— Sądzę — powiedział — że wistocie nie ma się czego obawiać ze strony podmajstrzego — wreszcie zaraz się z nim spotkamy, a moje pierwsze spojrzenie na niego objaśni mnie o tem czy on co wie lub nie!...
Ex-kapitan „ Atalanty“ schował kałamarz i papier stęplowy, przyniesiony przez Maugirona — zapalił latarnię, zagasił małą lampkę, która oświetlała straszny dramat jakiego czytelnicy nasi byli świadkami... kazał wyjść Lucynie na pokład, potem wyszedł sam i zamknął za sobą drzwi kajuty...
W chwili kiedy Jakób Lambert i Lucyna po przebyciu ciasnych schodów i pokładu, wchodzili na kładkę, która łączyła „Tytana“ z portem, Piotr Landry, dochodząc z wojskową akuratnością do granicy swej przechadzki monotonnej, znajdował się w pewnej odległości od statku odwrócony plecami do młodej dziewczyny i pryncypała.
Jakób Lambert przepuściwszy Lucynę, sam zatrzymał się w cieniu największego i najgrubszego stosu desek.
Piotr Landry, odwróciwszy się aby iść w przeciwnym kierunku po tej samej drodze, ujrzał z początku tylko pannę Verdier, i myślał, że była samą.
— Nakoniec, wracasz pani, panno Lucyno!... — zawołał radośnie, zbliżając się ku niej z pośpiechem... co najmniej z godzinę tam siedziałaś... czy pani wiesz o tem?... No jakże, mów pani prędko czy jesteś zadowo-