lona z wycieczki!?... Czy pan Verdier przyjął panią jak należy?... czy się okazał tak szlachetnym jak względem mnie przed chwilą... czy był dla pani tej nocy tak dobrym jak to przyrzekł?...
Piotr Landry nie podejrzewał nic i nie domyślał się wcale, że się coś stało niezwykłego w kajucie Tytana. Pytania zadawane Lucynie, a szczególniej sposób w jaki były mówione, przekonywały o tem oczywiście...
Niepokój Jakóba Lamberta ustąpił jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki, najzupełniejsza pewność powróciła mu siłę panowania nad sobą, wyszedł z cieniów gdzie był ukryty przed chwilą i sam odpowiedział:
— Byłem takim jakim powinienem był być zawsze, jakim będę w przyszłości, mój dobry Piotrze, dla córki tak dobrej, tak kochającej, tak doskonałej jak moja... Sądzę, że ona nie myśli wcale skarżyć się na swego ojca, a ponieważ wierzę szczerze w siłę twojej miłości dla niej, jestem bardzo pewny, że będziesz zadowolony z tych wiadomości, jakich ci ona udzieli...
— Ach!... — spytał podmajstrzy naprzód już uradowany tem zapewnieniem — więc są jakieś wiadomości!?...
— Są i to bardzo dobre mój stary przyjacielu... — odpowiedziała, żywo Lucyna.
— Czy można o nich wiedzieć, panienko... z pozwoleniem pana Verdier, ma się rozumieć?...
— Rozumie się że można i nie myślę wcale wystawiać twej ciekawości na ciężkie próby... Słuchaj więc... Najprzód mój ojciec jest już zupełnie przekonany, że pan de Villers zupełnie niewinien kradzieży nocy ubiegłej.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/475
Ta strona została skorygowana.