Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/49

Ta strona została skorygowana.
V.
Nakrycia srebrne.

Ravenouillet, jakeśmy to już powiedzieli pienił się ze złości, a prawdę powiedziawszy, przerażająca bladość Piotra Landry również straszne robiła wrażenie jak wściekłość Ravenouilleta.
Szacowny łotr drżał nerwowo, chciał jeszcze sprobować swojej czelności, i wykrzyknął głosem, stanowczym.
— Co u diabła!... czy tu kpią ze mnie!... ten złośliwy żart czyż długo się będzie jeszcze przedłużał!... Oburzenie bierze górę nad moją dobrocią i nakoniec będę zmuszony skargę na was podać!
Ten udany gniew i te pogróżki nie zaimponowały wcale służącemu, który podniósł cały ten alarm.
— Nie słuchajcie go! — wykrzyknął tenże pokazując pięść Ravenouilletowi — nie słuchajcie go!... to złodziej!...
— Złodziej... ja!... — wrzeszczał łotr — cóżem ukradł?... upoważniam was do powiedzenia wyraźnie com ukradł!...
Wszystko to co poprzedza, odbyło się z szybkością tak gwałtowną, że restaurator sam nie miał czasu dowiedzieć się o co idzie. Obrócił się więc do oskarżającego służącego z zapytaniem: