— A więc, przystaję, ale mały majątek matki pańskiej musi zostać nietkięty... Jest inny środek pokwitowania się ze mną, ponieważ utrzymujesz pan, żeś mi coś winien...
— Inny środek?...
— Tak...
— Jaki?...
— Ożeń się pan!...
— Pan myśli mnie ożenić!... — zawołał młody człowiek zdumiony.
— Chcę i ożenię... Znam pewną młodą panienkę, która nie jest bez majątku... spodziewam się uzyskać ją dla pana, a jak się ożenisz to mi oddasz ten dług urojony z jej posagu... No!... Cóż pan na to, panie Andrzeju!?...
— Ja panie odmawiam... odmawiam najabsolutniej!...
— Dla czegóż to?...
— Bo nie mam zamiaru się żenić...
— Co to gadać tak na ślepo!... Nie możesz przecież odpowiadać, że chcesz lub niechcesz nie poznawszy tej młodej panienki... Jest wcale ładna... pewno podoba się panu...
— Nie chcę jej wcale widzieć...
— To niedorzeczność!... Bo i cóż to panu szkodzi... chyba, że jesteś zakochany...
— A więc tak, panie — przerwał Andrzej — jestem zakochany!... kocham bez nadziei!... ta, której oddałem moje serce nie może należeć do mnie, wiem o tem, ale przysięgłem sobie przynajmniej nie dać nigdy mojego nazwiska innej...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/492
Ta strona została skorygowana.