— Ba!... znamy się na tem!... wiemy co to są przysięgi zakochanych!.
— Być może!... ale ja mojej przysięgi nie złamię choćbym ją miał życiem przypłacić!
— Tak się to mówi, a inaczej się robi!
— Nigdy!...
— I, zrobiwszy inaczej — dodał Jakób Lambert, niby nie zważając że mu Andrzej przerywa — przyznaje się człowiek przed sobą w duchu, że był warjatem, i że jest teraz bardzo szczęśliwym...
— Nie nalegaj pan, bardzo proszę... Naleganie to robi mi wiele przykrości i wielką boleść mi sprawia...
— Co to wszystko pomoże!?... Ja jestem mędrszy od ciebie mój chłopcze kochany... pragnę szczęścia twojego i zmuszę cię do tego abyś był szczęśliwym...
— Wątpię, panie — odpowiedział Andrzej surowo...
— Zobaczemy... Wreszcie pozwalam panu zasięgnąć co do tego rady swojej matki...
— Moja matka nie będzie mi nigdy radziła, abym zadał gwałt memu sercu i zaślubił kobietę kochając inną...
— Już niech ona sama odpowie panu... Jedź zatem do Brestu pierwszym pociągiem, i poproś pani de Villers o przyzwolenie na twoje małżeństwo...
Jakób Lambert przerwał sobie na jedną sekundę, potem, biorąc latarnię z ręki Piotra i zwracając światło na promieniejącą i piękną twarz Lucyny, rumieniącej się i spuszczającej oczy, kończył rozpoczęte zdanie...
— Z panną Lucyną Verdior, moją córkę...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/493
Ta strona została skorygowana.