Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/498

Ta strona została skorygowana.

Prosiła go, aby wdał się w tę sprawę i szlachetny pryncypał nie robił pod tym względem żadnych trudności.
To też gdy robotnicy zeszli się do zakładu na robotę, zawołał ich wszystkich i stanąwszy przed niemi wraz z Lucyną, opowiedział im w krótkości, lecz bardzo serdecznie i rozrzewniająco, powody dwóch wyroków, pod których surowość popadł ongi podmajstrzy, przedstawił im zarazem okoliczności zmniejszające winę. Przemówienie było gorące, i mogło posłużyć za niezbity dowód jego talentu oratorskiego. Piotr Landry, powracający z dworca kolei po odprowadzeniu Andrzeja, nadszedł właśnie w chwili, kiedy Jakób Lambert kończył swoją przemogę.
Mówka pryncypała odniosła natychmiast pożądany skutek.
Robotnicy cisnęli się około podmajstrzego, zdziwieni mocno, wzruszeni jeszcze więcej, a przedewszystkiem bardzo uradowani, i uścisnęli mu po kolei rękę, w dowód przyjaźni i szacunku.
Jeden z nich mianowicie, objawił swoją miłość w sposób bardzo rozrzewniający...
Był to ów sierota, uczeń dopiero, nie robotnik, prawie dziecko jeszcze, któregośmy już przedstawili czytelnikom naszym, opowiadając im ostatnie chwile stróża nocnego Plutona.
Chłopiec ten nazywał się Motyl. Pamiętają go pewno wszyscy.
Piotr Landry był zawsze dla niego bardzo życzliwym i prawdziwie po ojcowsku serdecznym. Motyl kochał go tak jakby był jego synem. Rzucił mu się na szyję, ściskał go i całował płacząc i szeptał mu do ucha: