— Jestem zdradzony! — pomyślał sobie Ravenouillet — zuchwałość na nic się już nie przyda! trzeba zmienić ton... trzeba sprobować rozczulenia...
Ruchoma fizyognomia tego nikczemnego łajdaka przybrała w tej chwili wyraz strasznej rozpaczy i błagalnej pokory. Padł na kolana przed restauratorem, wyciągając do niego drżące ręce, głosem przez łzy i łkania tłumionym zawołał:
— Tak, przyznaję, jestem winien... tak... to prawda, jestem zbrodniarzem.... strasznym zbrodniarzem, i wstyd rzuca mnie pod wasze nogi!... Miejcie litość nademną... nie gubcie mnie, pozwólcie mi żyć dla odżałowania... Oddam wam przedmioty na które jakieś fatalne zapomnienie podniosło rękę moją... nie oddawajcie mnie w ręce sprawiedliwości... nie skazujcie na rozpacz, łzy, hańbę, uczciwej rodziny do której należę, a dla której hańba moja byłaby zgubą... Ja nie jestem zatwardziałym zbrodniarzem, i przysięgam wam, na wszystko co jest najświętsze na tym świecie i na tamtym, że to jest pierwszy błąd, którego się dopuściłem...
Na scenie życia Ravenouillet grywał bardzo brzydką rolę z bardzo słabem powodzeniem, ale możemy zapewnić, że w teatrze pierwszorzędne zająłby miejsce.
Wypowiedział swoją długą przemowę tak patetycznie z takiem przejęciem się i taką prawdą iż rozczulił restauratora, który już skłaniał się ku pobłażliwości.
Łotr ciągle klęcząc, odgadł to przychylne dla siebie usposobienie, i na zakończenie tego co tak dobrze rozpoczął, zmusił oczy do wylania kilku łez, których ocierać wcale nie myślał.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/51
Ta strona została skorygowana.