wne dla uratowania jej ojca od hańby, a może nawet od śmierci... na rusztowaniu!...
— Więc cóż! — jąkał Jakób Lambert — chcesz pan abym jej powiedział...
— Ja nic nie chcę — przerwał Maugiron — zupełnie nic... jak tylko zostać pańskim zięciem!... Pozostawiam panu swobodę użycia wszelkich środków, jakie pan będziesz uważał za potrzebne dla dojścia do tego celu... żądam tylko zobowiązania formalnego i natychmiastowego... A więc?... zobowiązanie to czy pan chcesz wziąść! na siebie?...
— Po co? — rzekł ex-kapitan z zupełnem zniechęceniem — do czego się zdało obiecywać kiedy się wie naprzód, że się nie będzie mogło dotrzymać?
— Kiedy tak... tem gorzej dla pana!... nie postąpiłem z panem po zdradziecku... uprzedziłem... i uprzedzam pana jeszcze... jeżeli się nie zgodzisz na ten drugi warunek... oskarżę cię!...
— Jesteś panem swojej woli...
— Gdy raz wymówię pańskie nazwisko, nic nie będzie w stanie powstrzymać działania sprawiedliwości... pomyśl o tem!... będziesz zgubiony bez ratunku!...
— Wiem o tem dobrze...
— I wahasz się pan!...
— Muszę, bo żadna siła ludzka nie byłaby w stanie uzyskać tego od Lucyny, czego pan wymagasz...
Maugiron wzruszył ramionami.
— Dobrze więc — powiedział — sameś pan tego chciał!... Ale strzeż się!... Gdy raz przestąpię próg tego domu, nie wrócę tu więcej...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/521
Ta strona została skorygowana.