Wymówiwszy te wyrazy, urzędnik wskazał na Maugirona.
Ten ostatni, jak już wiemy, był blady jak trup; jednakże starał się zachować spokój i wesołą minę...
— Do mnie, panie! — zawołał — dziwi mnie to niezmiernie!... Czem mogę służyć szanownemu panu?...
— Raczy mi pan odpowiedzieć na kilka pytań, które będę miał zaszczyt zadać szanownemu panu...
— Jestem na pańskie rozkazy, ale pozwól mi się pan wprzód zapytać, jak się to stało, że mnie pan aż tu znalazł?
— Nic prostszego... Wracam z pałacyku, który pan zajmujesz przy ulicy Amsterdamskiej...
— Co słyszę!... pan się fatygował!?...
— Miałem rzeczywiście gorące pragnienie rozmówienia się z panem jeszcze dziś — kończył urzędnik — a nawet gdyby to być mogło, dziś rano; dowiedziałem się więc od jednego z pańskich ludzi o przypuszczalnej godzinie pańskiego powrotu... Służący ten odpowiedział mi, że nie może w tym względzie nic pewnego powiedzieć, ale że słyszał jak pan dawał rozkaz woźnicy jechania do zakładu pana Verdier... To panu tłomaczy moją obecność w tym domu...
— Teraz rozumiem doskonale!... doskonale rozumiem — rzekł młody człowiek.
Komisarz mówił dalej...
— Teraz, kiedy zadowolniłem pańską słuszną ciekawość, poproszę abyś mi raczył odpowiedzieć...
Maugiron uczuł się zupełnie uspokojonym.
Było dla niego jasne jak dzień, że sposób postępowania urzędnika, nie był wcale takim jakiego używają względem przestępców... To też nie miał się czego obawiać.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/524
Ta strona została skorygowana.