być pobłażliwym... chcę zapomnieć... przebaczyć... niewymienię go...
Szmer uwielbienia, powstrzymany natychmiast jednym gestem komisarza policyi, podniósł się w szeregach robotników.
— Jesteś pan wspaniałomyślny — odpowiedział urzędnik — i muszę oddać cześć takiej szlachetności pańskich uczuć, ale są one niebezpieczne, bo prawie zawsze niekarność ośmiela winowajcę do powtórnej zbrodni!...
— Pozwól mi pan spodziewać się, że tym razem nie będzie tak samo... pozwól mi pan wierzyć, że zbrodniarz ten, który o mało mnie życia nie pozbawił, sam z własnej woli żałować będzie, i pokutować za swą zbrodnię... przypuść pan wraz ze mną, że będzie się on sprawował w przyszłości bez zarzutu...
— Niepodobna mi dzielić z panem tej zgubnej iluzyi, nie mogę być niejako wspólnikiem pańskiej szlachetnej słabości... Wreszcie oznajmiam panu, że to na nic się nie przyda... winowajca jest znany...
— Niepodobna!... — zawołał Maugiron.
Jakób Lambert poczuł, że go przejmują dreszcze śmiertelne.
Lucyna drżała na całem ciele.
— Tak — powtórzył Maugiron — to niemożliwe, bo zbrodnia nie miała świadków, a ja nie wymieniłem nikogo...
— Panie — wyrzekł komisarz — pan zapomina o prawnym pewniku, albo raczej o bardzo ważnej zasadzie prawnej nigdy nie mylącej, na której musi się opierać sędzia Śledczy, jeśli chce odkryć nieznanego przestępcę...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/529
Ta strona została skorygowana.