Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/535

Ta strona została skorygowana.

tej smutnej sceny złamały ją... proszę pozwól mi pan na chwilę odejść aby ją odprowadzić do jej pokoju.
— Idź pan, panie Verdier, idź pan prędko!... — odpowiedział urzędnik — spodziewam się, że niedyspozycya panny Verdier będzie tylko chwilową... Bardzo by mi było boleśnie gdyby moja konieczna zresztą interwencya miała być przyczyną...
Jakób Lambert skłonił się i odszedł z Lucyną, ścieżką prowadzącą do głównego gmachu mieszkalnego...
Maugiron zbliżył się do niego w chwili, gdy się oddalał, i szepnął mu cicho te słowa:
— Wracaj pan za pięć minut... czekam na pana tu... muszę się z panem rozmówić!...
— Przyjdę — odparł również cicho, Jakób Lambert...
Komisarz policyi zwrócił się do Maugirona.
— Dziękuję panu za zeznanie, jakkolwiek późne, które oświeciło wykonawców sprawiedliwości... Będzie pan wezwany niezadługo, do sędziego śledczego, prowadzącego tę ważną sprawę.
— Sąd znajdzie mnie zawsze gotowym na swe rozkazy... Oddam hołd prawdzie... — odpowiedział młody człowiek.
Komisarz dał znak ajentom, jeden z nich położył rękę na ramieniu Piotra Landry.
Podmajstrzy klęczał. Podniósł się jakby pod uderzeniom iskry elektrycznej.
— Moi przyjaciele, moi drodzy koledzy — zawołał postępując ku robotnikom, którzy zdawali się być pogrążeni w bolesnem osłupieniu — widzicie, że nieszczęście