— A to zawzięta sztuka ten Piotr Landry! Wczoraj się dopiero zaklinał, że się zemści na tym furfancie, i ot!... już!... Zbyt prędko dotrzymał słowa!... nigdybym tego nie pomyślał o nim!...
Maugiron, zostawszy sam spacerował wolno po dziedzińcu, ścinając bezwiednie i machinalnie swoją laseczką najpiękniejsze kwiaty na bordiurze otaczającej klomb przed domem pięknie ułożony, nie zdając sobie nawet sprawy, z bezmyślnej czynności jakiej się oddawał.
W pięć minut Jakób Lambert ukazał się na progu głównego mieszkania, zszedł po schodach ganku.
Młody człowiek zbliżył się do niego pytając:
— A cóż, jakże się ma moja prześliczna narzeczona?
— Źle!... — odpowiedział sucho ex-kapitan. — Rozpacza... płacze.
— Miała podobno dla owego Piotra Landry bardzo żywe uczucie?!...
Jakób Lambert skinął głową potwierdzająco...
— E!... — odpowiedział Maugiron — to przejdzie... wszystko przechodzi na tym bożym świecie!... Jak stary dziwak zacznie ciągnąć za sobą kulę u nogi w porcie Tulonu lub Bestu, to przestanie zajmować jej myśli!...