Jakób Lambert przestraszył się też niezmiernie otrzymawszy list, na którym zobaczył stempel pocztowy „Brest” i adres ręką Andrzeja de Villers skreślony.
Drżącą ręką zdarł kopertę, i rozłożył papier: lecz wyraz twarzy jego, wypogodził się prędko, a złośliwy uśmiech przesunął się po jego ustach, gdy oczyma pożerał osnowę listu.
Młody kasyer, donosił mu z głębokim smutkiem, że przybywszy do Brestu, zastał matkę bardzo cierpiącą; nie tyle może, aby cierpienie to było groźnem i niepokojącem, ale w każdym razie dostatecznem, aby mu niepozwoliło opuścić jej, przed zupełnem przyjściem do zdrowia, na które może przyjdzie czekać kilka dni.
Andrzej dodawał jeszcze, iż bardzo wiele liczy, na spieszniejszą poprawę zdrowia pani de Villers, z powodu radości, jaką jej zrobił przyjazdem swoim, i przywiezionemi zapowiedziami i obietnicami tak wielkiego szczęścia.
„Nie śmiem pisać wprost do panny Lucyny, ponieważ nie dostałem od pana na to upoważnienia, mówił kończąc, ale błagam pana, albo raczej błagam cię „mój ojcze”, ponieważ wkrótce będzie mi wolno tak cię słodko nazywać; powtórz jej w mojem imieniu, że moja dusza, moje myśli i moje życie, należą do niej jedynie, że nie przestanę nigdy do niej należeć, i że żadna kobieta na tym świecie nie będzie szczęśliwsza, bo żadna nie będzie tak kochana jak ona!...”
Jakób Lambert pospieszył z odpowiedzią w kilku wierszach następującej treści: „Lucyna i ja czekamy pana z niecierpliwością, będziemy oboje bardzo szczęśliwi zobaczyć cię jaknajprędzej, ale nie darowalibyśmy żebyś
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/544
Ta strona została skorygowana.