Ztamtąd poszedł do pałacu sprawiedliwości i dzięki współpracownictwu pisarza publicznego jakiegoś emeryta, który swe biuro pisarskie miał w przedsionku sądu, podał do sędziego śledczego, prowadzącego tę sprawę, prośbę na piśmie zredagowaną wedle przepisów, w której prosił o pozwolenie widzenia się z więźniem.
Piotr Landry nie był wcale pod sekretem, sędzia śledczy bez trudności zgodził się na to żądanie, które jednak trzeba było najprzód przedstawić w prefekturze policyi w właściwem biurze, kontrolę więźniów prowadzącem, gdzie je zawizować i zapisać miano.
Już było za późno, aby dopełnić jeszcze tego samego dnia tej formalności... Motyl wrócił więc z prefektury, mieszczącej się przy ulicy Jerozolimskiej i pokazał Lucynie drogocenny papier, przed którym miały się otworzyć ciężkie drzwi zamknięte na tyle zamków i rygli.
— Doskonale mój chłopcze!... — rzekła młoda panienka, wysłuchawszy opowiadania Motyla — nic mnie bardzej ucieszyć nie mogło jak ten dowód twego sprytu i poświęcenia...
— O! panienko — odpowiedział chłopczyna, rumieniąc się z radości i zadowolenia — nie ma jeszcze za co tak mnie chwalić!... Nie było w tem nic trudnego com zrobił, pierwszy lepszy, na mojem miejscu, byłby potrafił to samo!...
Czy możesz widzieć dziś jeszcze Piotra Landry? spytała Lucyna.
— Nie panienko...
— Dla czego?...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/552
Ta strona została skorygowana.