pana Maugiron, i przyznaję, że zeznanie tego ostatniego jest fałszywe i kłamliwe we wszystkiem, co dotyczy Piotra Landry, nigdy niewinność nie była tak zupełną i nie była tak zapoznaną, jak nią jest niewinność nieszczęśliwego podmajstrzego mojego zakładu.
Te kilka wierszy, nakreślone ręką, która za chwilę zesztywnieje, niech będą moim testamentem.
Nie mam innych spadkobierców prócz Lucyny, mojej jedynej córki; ona posiada całą moją miłość, i będzie posiadała po mnie cały majątek, bez żadnego ścieśnienia.
Znam zanadto dobrze moją córkę, abym nie miał tej pewności, że wynagrodzi sowicie i wspaniałomyślnie Piotra Landry, za to co wycierpiał za mnie; nie mam jej nic do rozkazania pod tym względem.
Przepraszam ludzi, którzy zmuszają mnie do tego co czynię, błagam o przebaczenie Boga za tę nową zbrodnię, jakiej się dopuszczam, odbierając sobie życie... Mam ufność w jego nieskończonem miłosierdziu, i błagam go aby mnie przyjął na swoje łono...
Lucyna nie mogła podejrzewać niegodnej komedyi, jaką odgrywał w tej chwili z przerażającą zręcznością Jakób Lambert. Widziała się w obec samobójstwa, które zdawało się być bliskiem spełnienia, i fatalny papier wypadł z jej rąk...
Ex-kapitan podniósł go, położył palec na niedokończonym wierszu, i dodał: