wszelkie dlań niebezpieczeństwo minęło, podpiszę moje nazwisko na kontrakcie, obok nazwiska pana Maugiron...
Jakób Lambert dopiął celu.
Radość z ujrzenia się uratowanym tak cudownym sposobem z niebezpieczeństwa tak groźnego, przezwyciężyła na chwilę jego zwykłą chciwość. Otworzył jednę z szuflad biurka, wyjął z niej dwie paczki biletów bankowych, i podając je Lucynie, rzekł:
Chciałaś na ten cel sześć tysięcy franków... oto jest dwadzieścia tysięcy... Czternaście tysięcy niezwłocznie pokryją koszta urządzenia się Piotra Landry za granicę...
Młoda dziewczyna wzięła bilety bankowe, zwinęła je i włożyła za gorset.
Lakób Lambert kończył:
— Jutro postaram ci się o paszport, z którym podmajstrzy będzie mógł przejechać przez granicę, bez narażenia się na powtórne aresztowanie... Myślę jednak, że będzie dobrze, jeżeli pozostanie kilka dni ukryty w Paryżu, zanim uda się do Belgii...
— Dobrze, mój ojcze...
— Teraz, droga córko, nie pozostaje mi nic, jak tylko jedna rzecz do powiedzenia. Twoje głębokie uczucie, twoja szlachetność dała ci pragnienie spełnienia wielkiej ofiary... Jeżeli zastanowienie wskaże ci, że poświęcenie to jest nad twoje siły, zaklinam cię na wszystko nie spełniaj go!... Aż do ostatniej chwili masz czas! Namyśl się dobrze, pamiętaj, że do tego momentu, w którym podpis położyć ci przyjdzie, można się cofnąć, a ja będę zawsze gotów umrzeć...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/580
Ta strona została skorygowana.