telny. Na zielonawym laku pieczątki odciśniętą była sztuka dwudziesto-frankowa.
Maugiron zmarszczył brwi, odpieczętował list i przeczytał co następuje:
Dziś wieczór, punkt o dziesiątej, przyjdę od strony pustego placu. Zapukam jak zwykle do małych drzwi, kiosku. Nie zapomnij mi otworzyć z łaski swojej. Muszę koniecznie z tobą pomówić o pewnych rzeczach, które jeśli mam ci szczerą prawdę powiedzieć... bardzo są ważne dla ciebie...
W oczekiwaniu przyjemności ujrzenia cię, mam zaszczyt być, prześwietny Groźny, twoim powolnym i posłusznym sługą
P. S. „Gdybym szczególnym wypadkiem nie mógł widzieć Wielkiego Wodza, dziś o godzinie naznaczonej, byłoby to w istocie bardzo nieprzyjemnem dla mnie... i postawiło mnie w konieczności poszukania go jutro wieczór, w zakładzie jego teścia...
Wolę przypuszczać, w moim głupim rozumie, że bez trudności zrozumiesz mnie... i że postarasz się Wielki Groźny oszczędzić mi tego kompromitującego kroku, który, nie będę się z tem taił wcale, byłby dla mnie samego bardzo bolesny...”
Maugiron upuścił list na kanapę.
— Co u dyabła chce mi powiedzieć ten łajdak!? pomyślał sobie. — To pisanie zdaje mi się groźbą jakąś