Dziesiąta godzina wybiła w chwili, gdy Maugiron wszedł do jedynego pokoju, znajdującego się w tym małym malowniczym pawilonie, którego przeznaczenie już znamy.
Zaledwie zapalił świece w dwuramiennym świeczniku umieszczonym na konsoli, gdy usłyszał pukanie do zewnętrznych drzwi, w sposób umówiony...
Otworzył je natychmiast, i spotkał się oko w oko z dawnym naszym znajomym Ravenouilletem, noszącym też miano Wiewióra.
Twarz tego pospolitego bandyty, wyrażała pewność siebie, która mu nie była właściwą, a której przyczyny bezwątpienia szukać należało w obfitych libacyach, jakie tę wizytę poprzedzić musiały.
Wiewiór w istocie pochłonął przed chwilą przestraszającą ilość absyntu, umyślnie dla dodania sobie odwagi i animuszu, których mu zawsze brakowało gdy się znajdował w obec Maugirona. Oczy jego błyszczały niezwykłym blaskiem, a jego miękki kapelusz, zuchowato nałożony na prawe ucho, nadawały mu minę prostego pijaka, awanturnika z rodzaju tych, którzy w szynkowniach, ich stałem miejscem pobytu będących, chętnie tłuką naczynia na głowach nieostrożnych gości.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/590
Ta strona została skorygowana.
XLIV.
Wiewiór wraca na scenę.