siebie czekać kilka minut... Będzię to dowód, że ja sam czekać muszę, aby dostać dla ciebie pieniądze...
— Bądź spokojny, prześwietny Groźny... Załatwiaj swoje interesa i nie troszcz się o mnie!... Będzie mi tu doskonale w towarzystwie twojej starej Madery i kilku cygar, które prawdę powiedzieć trzeba, są wyborne.
Dziwny uśmiech, o którym już wspominaliśmy okazał się znów na ustach Maugirona.
— A więc rzecz skończona — rzekł — do jutra zatem!...
Dwaj bandyci zamienili z sobą serdeczny uścisk ręki i Wiewiór wyszedł z kiosku, którego drzwi zamknęły się szybko za nim.
Wnętrze kiosku było bardzo żywo oświetlone, jak to wiemy, przez dwie świece w kandelabrze.
Wiewiór znalazł się w położeniu człowieka zupełnie niewidomego, gdy go wychodzącego ze światła głębokie otoczyły ciemności.
Zrobił dwa czy trzy kroki po omacku, i orjentował się jak mógł, aby znaleść wązkie drzwiczki pozostawione w parkanie, gdy w tem ciężka jakaś ręka spadla mu z nienacka na ramię; zo strachu aż zadrżał gwałtownie.