— Bo dałem sobie słowo, że noga moja w szynku nie postanie!
— Bardzo dobrze zrobiłeś obiecując to sobie, i bardzo dobrze robisz dotrzymując słowa, ale jeden raz nic nie znaczy...
— Długo cię nie zatrzymamy...
— Ja się spieszę uściskać moją małą córeczkę...
— Oh! nie bój się — powiedział Hieronim Aubert, śmiejąc się. — Nikt ci jej nie ukradnie, chociaż przyjdziesz kwadrans później, a ucałujesz ją wtedy z większą jeszcze przyjemnością... Wreszcie tam jej zdrowie pić będziemy... Chodźmy, nie marudź, chodź...
Nie wiedziałem co mam więcej odpowiedzieć, jednak że jąkałem:
— Ja was proszę moi przyjaciele, nie nalegajcie na mnie... Bardzoby mi było przyjemnie przepędzić z wami chwilkę, ale daję wam słowo, to niemożebne...
Hieronim Aubert bardzo smutną zrobił minę.
— Bądźże przynajmniej szczerym — wykrzyknął. — Powiedz odrazu, że nami gardzisz, że się wstydzisz pokazać w naszem towarzystwie.
— Ah! — odpowiedziałem żywo — wy mi nie wierzycie!
— Z pewnością tak będziemy myśleli, jeżeli nie zrobisz tego dla nas!... Piotrze Landry — dodał po chwili poważniej — byliśmy twoimi kolegami... nic złego nie zrobiliśmy ci nigdy... nie rób że ty nam przykrości...
To naleganie było mi tem przykrzejsze, iż czułem, że ustąpię im, a jakieś nieokreślone przeczucie ostrzegało mnie iż będę mocno żałował mojej słabości, ale już nie
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/63
Ta strona została skorygowana.