Postanowienie było rozsądne, i Bóg jeden wie jak bardzo chciałem wprowadzić je w wykonanie...
W chwili gdy wskazówka dobiegła ostatniej z dziesięciu minut, podniosłem się, Byłem zupełnie spokojny. Zachowałem zimną krew, a wino które dopiero co wypiłem za zdrowie Zuzanny i Dyzi, nie wywołało żadnego skutku, jak gdyby to była czysta woda...
— Jakto! — krzyknął Hieronim Aubert — ty już odchodzisz!?
— Tak mój stary kolego, odchodzę...
— Dopiero cośmy przyszli!...
— Już dziesięć minut jak tu jesteśmy...
— A to co znowu? Dajże pokój, zostań jeszcze kwadrans....
— Przecieżeście obiecali mi zupełną swobodę — Odpowiedziałem.
— To prawda... Ale przynajmniej wypróżnij twój kieliszek... to będzie ostatni, a potem powiemy: bądź zdrów, albo raczej do widzenia.
Hieronim mówiąc ciągle, podał mi kieliszek po same brzegi napełniony.
Nie wiem co za śmieszne uczucie wstrzymało mi na ustach odpowiedź odporną. Wziąłem kieliszek z pewnego rodzaju wstrętem instynktownym i wypróżniłem go jednym tchem.
Kropla wody, to rzecz mała, a jednakże nie potrzeba więcej aby przepełnić pełną czarę. Ten ostatni łyk wina sprawił niewysłowiony straszny skutek, który dobrze znałem i za cenę życia powinienem go był unikać...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/65
Ta strona została skorygowana.