Zwierzęca wściekłość, wściekłość psa któremu chcą wydrzeć kość, opanowała mnie, tak jakby słowy temi Hieronim znieważył Zuzannę... Porwałem się na nogi i postąpiłem naprzód chcąc się rzucić na niego: krzyczałem dzikim głosom: — Nędzniku!... zabraniam ci mówić o mojej żonie!... słyszysz ty durniu!... ja ci zabraniam!...
Schwyciłem butelkę ze stołu, i zacząłem nią wywijać na wszystkie strony. Hieronim instynktownie usunął się na bok, jąkając przerażony. — Czy on zwaryował?...
Co się dalej stało — jak wam już powiedziałem — ginie dla mnie w mgle owej, która kryje ohydną scenę. Zaledwie sobie przypominam: mocowanie się, straszne krzyki, jęki rozpaczliwe.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Skoro przyszedłem do siebie, byłem sam, w celi więziennej, leżełem na żelaznem łóżku, z rękami ujętemi w kaftan szaleńców z długiemi rękawami nie pozwalający mi się ruszyć... Pytałem się sam siebie czy nie jestem pod wpływem jakiegoś snu strasznego czy mi się zmysły nie pomięszały, i nie mogłem dać sobie zadawalniającej odpowiedzi...
Wszedł stróż więzienia. Zdawało mi się, iż zbliżając się do mnie jest niespokojny, i boi się chociaż kaftan który mnie krępował powinien mu był dodać odwagi!... Skoro spostrzegł, że jestem zupełnie spokojny, strach jego zniknął, ale podziwienie się zwiększyło...
Zacząłem go pytać.
Osądźcie co się ze mną dziać musiało, gdy się od niego dowiedziałem co się stało dnia poprzedniego... Gdyby