Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/68

Ta strona została skorygowana.

był grom we mnie uderzył byłby mnie mniej przeraził, mniej oszołomił!...
Popełniłem okropną zbrodnię nie wiedząc nawet o niej... Wyjąłem z kieszeni cyrkiel ciesielski. Hieronim Aubert uderzony nim w samo serce padł bez duszy na miejscu, a ja jeszcze nogami podeptałem jego zakrwawione zwłoki!...
Od szesnastu godzin drzwi więzienia zamknęły się za mną... Sprawiedliwość ludzka miała zażądać odemnie zadośćuczynienia za tak niecny i podły czyn! a moja biedna żona, bardzo jeszcze osłabiona i cierpiąca, nie domyślała się nawet co się zemną dzieje!....
Oto co wino i moja własna słabość zrobiły ze mnie!... oto w jaką mnie przepaść wtrąciły!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Piotr Landry przerwał na chwilę opowiadanie.
Wzruszenie jego w obec rozdzierających wspomnień przeszłości było tak głębokie, iż głos mu słabł w piersiach a zdania które wymawiał stawały się coraz niewyraźniejsze.
W pewnej mierze słuchacze podzielali jego wzruszenie, a pan Raymond trzykrotnie już podnosił rękę do oczu, aby ukradkiem obetrzeć płynące łzy...
— Do pioruna! — mruknął między zębami stary podmajstrzy. — Nie miał chłop szczęścia!... Nie!...
Bóg jeden wie, dla czego wino, które jest przyjacielem człowieka w ogólności a w szczególności dobrodziejstwem dla robotnika, bywa czasem prawdziwą trucizną dla innych, którzy go pić nie mogą... czy nie umieją!
Piotr Landry kończył: