Był to jeden z tych małych biednych domków jakie my robotnicy zwykle zamieszkujemy — kończył Piotr Landry — jednakże miał odźwiernego. Człowiek ten zobaczywszy mnie, wydał okrzyk podziwiania, chciał mnie powitać serdecznie... Nie słuchałem go. Przebiegłem schody ile nóg starczyło, i dobiegłem bez tchu na czwarte piętro, do drzwi mojego mieszkania...
W chwili gdy otwierałem te drzwi, serce biło mi w piersi tak, jakby mnie zadusić chciało... Mówiłem sobie. — Zuzanna rzuci się w moje objęcia!.... Co za rozkosz! co za szczęście!.... Pocałunek mojej ukochanej żony ukoi wszystkie cierpienia wyrzuci z pamięci wszystkie tortury przeszłości!....
Tak myślałem sobie, i wszedłem!.... Niestety!... Jakiż czekał mnie widok!.... Zuzanna opuszczona, umierająca, leżała na łożu, bez firanek, jedynym sprzęcie jaki pozostał w ogołoconym pokoju, komornik zabrał resztę!...
Zobaczywszy mnie, poznała; słaby rumieniec wystąpił na jej bladą twarz; podniosła się z wysiłkiem, i wyszeptała, podając mi swoje małe rączki takie chudo jak u szkieletu:
— Niech będą Bogu dzięki! przybywasz na czas!... Nie spodziewałam się już cię więcej zobaczyć!.... Niebo
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/72
Ta strona została skorygowana.
VII.
Lekarstwo podmajstrzego.