Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

Potem postąpił ku drzwiom...
Kierownik robót, pan Raymond, zrobił poruszenie jakby chciał pobiedz za nim i wstrzymać go, ale od kilku sekund, biednego Piotra utrzymywała na nogach tylko jakaś siła gorączki nerwowej, która naraz opadła. Siły nieszczęśliwego nie pozwoliły mu dokonać jego zamiarów... zachwiał się jak pijany, wyciągnął ręce jakby niemi powietrze chciał chwycić i padł na podłogę wydając głuchy jęk...
Stracił zupełnie przytomność.
— Ah! nieszczęśliwy — wykrzyknął pan Raymond — nieszczęśliwy!...
Robotnicy paryzcy w ogólności są zwykle bardzo wrażliwi jak kobiety lub dzieci. Idą bez zastanowienia tam gdzie ich pierwszy krok prowadzi, i tak samo wracają. Nie chwalimy tego zupełnie; pojęcia ich są często błędne, moralność pozostawia dużo do życzenia, ale prawie zawsze serce mają dobre... O ile cieśle ci okazali się brutalni, a nawet okrutni dla Piotra Landry, przed wysłuchaniem historyi jego zbrodni i jego więzienia, o tyle teraz byli najserdeczniejszymi, czułymi, gotowymi wszystko zrobić, aby zatrzeć wrażenie spowodowane ich pierwotną surowością. Każdy z nich spieszył wynaleść środek najmędrszy i najskuteczniejszy, aby przyprowadzić do przytomności ojca Dyzi...
— W komedyach, które widywałem w Ambigu — zawołał jeden z nich — jak kto fiknie koziołka to go biją w dłonie, i to jest środek nieomylny!
— Bardzo dobrze także trzeźwi się ludzi, pryskając im wodą w twarz — powiedział drugi.