Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

obejść się z nim, straszna okoliczność recydywy, niewątpliwie ściągnie na jego głowę ciężką karę.
— No — mówił sobie — teraz jestem zgubiony!... z pewnością zgubiony tym razem!... Od tej pory żadna rehabilitacya jest niemożliwa dla recydywisty, dla stałego lokatora więzienia centralnego!...
— Oh! moja Dyonizo, moja córko ukochana, co z tobą się stanie, przy ojcu nędzniku i zbrodniarzu, ojcu jakim jest twój?... Dla czego Bóg nie ulitował się nad tobą?... Dla czego nie umarłaś?... raczej przychodząc na ten świat.
Jednakże Piotr Landry żywił w głębi serca niepewną słabą nadzieję...
Liczył na wdowę Giraud.
— Może — szeptał — zacna kobieta będzie szczęśliwszą niż przypuszczała. Najtwardsze serca miękną czasem... Bogaty krewny przyjdzie jej niezawodnie z pomocą... Ona tak bardzo na to zasługuje!... a wtedy może, kochając serdecznie Dyzię, i będąc sama najlepszą, najpoczciwszą na świecie, może się zgodzi zatrzymać kochane dziecię, wiedząc nawet, że przez kilka lat nie będę mógł płacić za nią...
Gwałtowne, gorączkowe pragnienie, dowiedzenia się jaknajprędzej tego, czego się obawiał, i tego czego mógł się spodziewać, nie dozwoliło cieśli tracić ani godziny.
Pobiegł natychmiast na Belleville....
Serce jego biło gwałtownie w piersi w chwili gdy otwierał drzwi znanego nam domku.
Jak zwykle, Dyzia rzuciła się w jego objęcia, obsypując pocałunkami, ale zaledwie był w stanie oddać pie-