Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

szczoty swojej małej córeczce, cała jego uwaga była zaabsorbowana zakłopotaną twarzą i niezwyczajnym smutkiem wdowy Giraud.
Przez te dwa dni, dobra kobieta postarzała się o kilka lat, tak była bladą, a oczy jej zaczerwienione, mocno zapadły. Nie miała okularów, a Piotr Landry spostrzegł płynące łzy po jej zwykle rumianej twarzy.
— A cóż, moja dobra pani Giraud — spytał się głosem zaniepokojonym — jakież wiadomości?...
Wdowa opuściła głowę i odpowiedziała:
— Bardzo złe.
— Krewny pani z prowincyi?...
— Napisał do mnie bardzo przykry list... Powiada w tym liście, że kiedy się doszło do mojego wieku nie umiejąc poprowadzić swoich interesów, to się ich nie nauczy nigdy, i dodał, że byłoby to bezwstydem, zjadłszy swoje fundusze, chcieć jeszcze zjeść i drugich.
— A zatem nie przysyła pani nic!
— Przysłać mi coś, on!.... stary skąpiec!... Nawet nie ofrankował swego listu!...
Piotr Landry ciągnął dalej:
— A pani wierzyciele?...
— Nie przestają mnie dręczyć wezwaniami dopłatami i pozwami, nie chcą słyszeć o niczem... Wreszcie ja im nie obiecuję nic!... wiedząc dobrze, że nie będę mogła dotrzymać tego co przyobiecam... Był u mnie dziś rano pełnomocnik dostawcy paszy...
— Cóż pani powiedział?
— Powiedział mi, że moje bankructwo będzie ogło-