Zapewniam was panowie, iż zaraz usłyszycie, drugą edycyę tej obrony jaka się pod temi sklepieniami rozlegała przed czteroma laty... ale jestem pewny, że panowie nie będziecie pobłażliwi dla zbrodni, i nie ochronicie jej puklerzem bezkarności!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Adwokat Piotra Landry, usłyszawszy mowę prokuratora, spuścił głowę i pomyślał sobie:
— Nie ma co robić!... moje zadanie skończone!... sprawa przegrana...
W istocie, prokurator królewski, z nadzwyczajną zręcznością, naprzód usunął wszystkie środki obrony i zniszczył przychylne usposobienie, jakie mogła przynieść sędziom opinia wezwanych świadków.
Sprawa jednak była bronioną, a nawet w sposób bardzo świetny; świadkowie jeden po drugim zeznawali, że w ich sumieniu i przekonaniu, Piotr Landry był zupełnie niewinnym, ponieważ nieostrożność starego podmajstrzego wszystko złe spowodowała....
Nic to jednak nie pomogło...
Prokurator królewski, w krótkich słowach, skończył zwycięzko to co tak świetnie rozpoczął, i karygodność podsądnego stała się jasną jak słońce.
Sąd skazał Piotra Landry na pięć lat więzienia, z oddaniem na następne lat pięć pod ścisły nadzór policyi.
Po wysłuchaniu wyroku, nieszczęśliwy padł przybity na ławę podsądnych.
— Dziesięć lat! — szeptał kryjąc w ręku twarz z siłą — to całe życie!...