W trzy dni po wyroku, Piotr Landry idąc uściskać Dyzię, do wdowy Giraud, zobaczył wielki żółty afisz przybity na drzwiach ogrodu, należącego do domku w Belleville.
Ten afisz żółty wstrząsnął nim... Wiedział co oznacza, ale nie miał odwagi go czytać.
Pierwsze wyrazy wdowy były następujące:
— Mój poczciwy Piotrze, to już jutro... Zaraz zrana przyjdzie komornik i woźni, wreszcie cała klika. Sprzedadzą meble, krowy, kozy, kury, króliki i zawiozą mnie fiakrem do Clichy, gdzie jak powiadają, jest osobny oddział dla płci pięknej... Nie trzeba aby nasza ukochana dziecina była obecną przy tej obrzydliwej operacyi, toby ją mogło zmartwić... zabierzesz ją ze sobą dziś wieczorem...
Piotr Landry nie miał siły odpowiedzieć, kiwnął głową na znak zgody, i w kilka godzin później, ponury, milczący, z sercem zbolałem i pełnemi oczyma łez, oddalał się od Belleville, trzymając za rękę małą Dyzię, która płakała rzewnemi łzami, bo zmartwienie spowodowane rozłączeniem z wdową Giraud, nie dało jej myśleć o radości towarzyszenia ojcu, którego kochała z całą czułością, jaka w serduszku dziecka, w jej wieku, znaleść się może.
W głębokim smutku upłynął tydzień dla ojca i córki.
Piotr Landry, nie mogąc się zdecydować na powtórny sąd publiczny, i na to, aby usłyszeć powtórnie grzmiące i groźne słowa prokuratora królewskiego, pozwolił upłynąć terminowi appelacyi...
Zbliżała się chwila, w której albo dobrowolnie miał się stawić do więzienia, albo też być doń odprowadzonym przez agentów bezpieczeństwa publicznego.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/91
Ta strona została skorygowana.