— Ha! bruk Paryża staje się niebezpiecznym dla Roberta Saulnier, rzekł. Trzeba ażeby w jego miejsce hrabia de Loc-Earn ukazał się co rychlej, trzeba ażeby wszedł w koła wyższego świata, a nadewszystko, ażeby się oparł na jakimś punkcie silnym i trwałym!
Podobny rezultat w jego położeniu mógł się jedynie dać osiągnąć za pomocą wielkich wysiłków.
Począł więc szperać w swej bujnej wyobraźni, która mu wskazywała odnalezienie jakich nowych zręcznych, a śmiałych planów, dozwalających korzystnie wyzyskać czyste, chwalebne ojcowskie nazwisko, które było dlań obecnie jedyną deską zbawienia.
Przyszła mu myśl przeszukania w dziennikach spisu szlachty, wmieszanej w ostatnie niegdyś zamieszki w Wandei. Odczytywał z uwagą to wszystko, co odnosiło się do bitwy pod Penissiere, gdzie jego ojciec śmierć znalazł.
W następstwie tego, całe dnie i tygodnie przepędzał w wielkiej czytelni Palais-Royal, jaka być może dotąd istnieje, zawierającej niezrównane zbiory dzienników i broszur z owej epoki, z których czerpał, zbierał i notował bezprzestannie.
W chwili gdy nazwisko pana d’Auberive wpadło mu po raz pierwszy przed oczy, drgnął pomimowolnie, jakieś odległe, niewyraźne wspomnienie zabłysło w jego pamięci. Przypominał sobie, że nazwisko d’Auberive słyszał niejednokrotnie wymawianem w dziecięcych chwilach swego życia, i że nosząca je osobistość była nietylko towarzyszem broni, lecz przyjacielem hrabiego Loc-Earn.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/102
Ta strona została przepisana.