pieczeństw. Dla tego to odjechać mi wypadnie, pomimo głębokiego smutku, jaki mi sprawi to rozłączenie. Wyjadę z sercom złamanem, ale posłuszny niepokonanej, konieczności.
— A ja? czyż pomyślałeś, co się ze mną stanie natenczas? wyszeptał pan d’Auberive. Czyż sądzisz, żem łatwo teraz bez ciebie obyć się przyjdzieie w moim wieku można tak lekko bez narażenia zdrowia i życia, zrywać związki przyjaźni, które jedyny powab stanowią, dla starca, bliskiego grobu? Stałeś mi się niezbędnie potrzebnym. Poświęć się dla mnie, proszę cię. Nie skracaj wyjazdem tej małej liczby dni, jakie do życia mi pozostają. Uczynisz to, Robercie, wszak prawda? Zaniechasz owej podróży, przyrzecz mi, nieodmów!...
Loc-Earn, ująwszy rękę pana d’Auberive, uścisnął ją w swojej, z oznaką głębokiego poszanowania.
— Będę posłusznym, rzekł z widocznem wzruszeniem. Będę się starał nim być. Jeżeli ta ofiara nie przewyższy sił moich, spełnię ją, przyrzekam.
I wyszedł z pokoju, a Henryka dostrzegłszy, jak przyłożył chustkę do oczów, aby obetrzeć, lub ukryć łzy pod nią.
W godzinę później służący pobiegli za sprowadzeniem doktora. Gwałtowne wzruszenie spowodowało u pana d’Auberive atak mózgowy, który szczęściem przytłumiony w porę, nie wywołał złych następstw.
Nazajutrz Henryka znalazła nad kominkiem w swoim pokoju list bez adresu.
Drżącą ręką rozdarła kopertę, a domyślając się od kogo pochodził, w pół nieprzytomna ze wzruszenia i
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/106
Ta strona została przepisana.