Earn’a zamykając się przed nim starannie w swoim pokoju.
Mało to obchodziło tego nędznika.
Osiągnął cel zamierzony, uniemożliwiając małżeństwo Henryki z kimkolwiek bądź innym.
Obecnie wypadało mu czekać cierpliwie na bliską śmierć starca. W chwilę po owym zgonie, nakaże on milczenie swym honorowym skrupułom i zostanie szczęśliwym małżonkiem miljonerki, o co mu głównie chodziło.
W kilka miesięcy po wyż opisanej scenie, Henryka, unikająca dotąd spotkania się z Robertem, zbliżyła się doń, gdy przechodził przez salon, wracając od pana d’Auberive, i wyszepnęła z cicha:
— Przyjdź do mnie dziś wieczorem, potrzebuję widzieć się z tobą.
— Co to jest! dla czego ona mnie wzywa? zapytywał sam siebie, patrząc za odchodzącą. Ma to być jakiś kaprys, czy nowe z jej strony żądanie przebłagania ojca? Ha! zobaczymy. I o wskazanej godzinie udał się do niej, cicho stąpając po schodach, wysłanych kobiercem.
— Ukochana moja! wyszepnął wszedłszy, chciał ująć jej rękę.
Panna d’Auberive szybko ją cofnęła. Na jej bladem obliczu, znać było łez ślady, zaczerwienione i zabrzękłe powieki świadczyły o płaczu nieszczęśliwej.
— Jesteś cierpiącą, pytał Loc-Earn, spojrzawszy na nią. Co ci jest?
— I ty mnie pytasz, zawołała z rozpaczą; jestem zgubioną; na wieki zgubioną!
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/117
Ta strona została przepisana.