Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/125

Ta strona została przepisana.

dziesiąt franków, i z góry zapłacę.
Kobieta, oszołomiona tak świetną propozycją, patrzyła na przybyłego z osłupieniem.
— Z warunkiem jednak, dodał, iż potrzebuję ażeby ten dom od jutra był mi oddanym.
— O! dziś nawet... dziś, jeśli pan zechcesz, zawołała. Na te dwa tygodnie przeniosę się do mojej siostry, w Sceaux zamieszkałej.
— Wejdźmy więc do pokoju, rzeki Robert, wyliczę pieniądze a pani mi dasz pokwitowanie.
— I klucze... dodała.
W kilka minut później, interes był ukończonym i sekretarz pana d’Auberive wracał do Paryża.

XXI.

Loc-Earn spał dobrze tej nocy. Wszystko układało się pomyślnie według jego życzenia i mógł być pewnym teraz, że ułożony plan szczęśliwie do końca przeprowadzi. Nazajutrz udał się na bulwar Batignolles, gdzie miał wiadomą nam już z panią Angot rozmowę.
W dzień później, przywieziono do pałacu pana d’Auberive list z Orleanu, z wielką lakową pieczęcią, i wyciśniętem na niej podwójnym herbem.
— List od mojej siostry!... zawołał starzec. Otwórz kopertę Henryko i czytaj co prędzej. Zdaje mi się że jej pismo nieco się zmieniło, dodał, spoglądając, litery są regularniejsze, niż zwykle... Zły to znak...
Dziewczę wiedziało, co ów list zawierał. Zmuszoną była stać się wspólniczką kłamstwa, to też niepewną