ostatniej woli swej ciotki... Odjedziesz dziś wieczorem.
— Dobrze, mój ojcze, odpowiedziała.
— Twa nieobecność nie potrwa długo zapewne, mówił dalej pan d’Auberive; pisze biedna ma siostra iż dni jej są policzone. Wystarczy ci więc zabranie nieco bielizny i ubrania. Ileż czasu potrzebowałabyś na przygotowanie do podróży.
— Godzina będzie dostateczną.
— Urszula towarzyszyć ci będzie. Chciąłbym, aby Józef również pojechał wraz z tobą, wszak jest on mi tu potrzebym, niemogę się obejść bez niego. Powiadom Urszulę, ażeby się przygotowała do wyjazdu.
— Dobrze, mój ojcze.
— Rozkaz jednocześnie Józefowi, ażeby prosił o przyjście do mnie Roberta. Potrzebuję z nim się porozumieć względem niektórych szczegółów tego wyjazdu. Żyjąc przez lat tyle w zupełnem od świata odłączeniu, nic nie wiem, co się dzieje na zewnątrz, a skutkiem mego kalectwa, w niczem dopomódz ci nie jestem w stanie.
— Poślę natychmiast Józefa, odpowiedziała córka pana d’Auberive, i wyszła z pokoju.
W kilka minut później ukazał się Loc-Earn.
— Czy wiesz, co nastąpiło? zawołał starzec, podając mu rękę.
Robert przecząco potrząsnął głową.
— Moja córka odjeżdża..
— Jakto? zapytał sekretarz z gestem zdumienia.
— Otrzymaliśmy bardzo smutną wiadomość... Moja siostra, hrabina de Nancrey, jest umierającą. Pragnie
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/127
Ta strona została przepisana.