Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/149

Ta strona została przepisana.

i jedź ze mną po dziecko.
Skromny ubiór kobiety nie zabrał jej wiele czasu. Dumna, ze spotykającego ją zaszczytu, siadła na przodzie faetonu obok poważnego Roberta, i stara angielska szkapa ruszyła w stronę Paryża.
Henryka, ujęta pociągającą fizjognomią rybaczki, zgodziła się na oddanie jej dziecka, łzy jednak płynęły z oczu biednej matki, skoro spostrzegła, jak dziecię chciwie przyłożyło usteczka do piersi tej obcej kobiety. Zdawało się nieszczęśliwej, że ta kobieta kradnie najdroższe jej prawa, najtkliwsze przywileje, gorsza wszelako jeszcze nastąpiła scena, gdy Rozalia wyjść miała, unosząc małego Andrzeja. Henryka nie chciała z nim się rozłączyć. Tuliła go do piersi, okrywała pocałunkami, wśród rzewnego płaczu szepcząc wyrazy, jakie w podobnych chwilach zwykł młodym kobietom podpowiadać ich instynkt macierzyński.
— Trzeba przerwać owo wzburzenie, chora może sobie wiele zaszkodzić, szepnęła Robertowi pani Angot.
Rozalia na dany znak przez Loc-Earn’a, uniósłszy niemowlę wyszła z pośpiechem, mimo błagań Henryki.

XXV.

Robert sprowadził Rozalię do fiakra, sprowadzonego przez służącą pani Angot, którym mamka odjechała na wyspę Saint-Denis, zabrawszy małego Andrzeja.
Wracając spostrzegł ze zdumieniem elegancki kabrjolet, uprzężony w rasowego angielskiego konia, stojący przed domem. Zdziwienie jego wzrastało, gdy ujrzał wysiadającego mężczyznę, którego tylokrotnie spo-