wsiadła doń żegnana najtkliwiej przez panią Angot.
Loc-Earn, siadłszy obok niej, zapuścił story powozu, Bijou zaciął konie i fiakr potoczył się, przebywając cały Paryż ku równinie Montrouge.
Trzeba było wypuścić na wolność Urszulę, więzioną od czterech dni. Była to ciężka sprawa zaiste i Robert, nie obawiający się zwykle niczego, myślał o tem z niepokojem. Henrykę również to przerażało. Nieunikniona fatalność wyznania popełnionego błędu, rumienienia się zań w obec służącej i zakrwawienia serca tej zacnej, kobiety, trwogą ją napełniały.
Głębokie rozmyślania nad obecną sytuacją skróciły obojgu jadącym długość podróży, i zdziwili się, gdy powóz przed owym małym domkiem przystanął.
— Uzbrój się w cierpliwość, droga Henryko, rzeki do niej Loc-Earn, wysiadając. Moja rozmowa z Urszulą potrwa zapewne dość długo. Pojmujesz, że wszystko, to jej należycie wytłumaczyć potrzeba; biedna kobieta ma dość tępą głowę.
— Lecz serce zacne, uczciwe, dodała córka pana d’Auberive.
Robert jak gdyby nie słysząc powyższych wyrazów, wszedł do ogródka, gdzie pospieszył na jego spotkanie Sariol, palący fajkę pod gruszką.
— Kiedyż zostaniemy zwolnieni nareszcie z tej ciężkiej straży? zapytał.
— Za kilka minut. Gdzie jest Limassou?
— Na górze, przy starej; dotrzymuje jej towarzystwa. Opowiada różne rzeczy dla rozerwania jej, mimo że zadąsana, nie chce patrzeć nań wcale. Można ztąd
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/158
Ta strona została przepisana.