rzone w przyrządzie do chłodzenia napełnionym lodem, zaniósł to wszystko na kobierzec i położył pod głowę nieszczęśliwego. Uczynił to z niesłychaną przezornością, ażeby to ciało bezwładne przedstawiało wyraźne skutki śmierci z pijaństwa.
— Doskonale! wyszepnął, spoglądając zdała na ułożony przez siebie obraz. Pierwszy z lekarzy, jaki tu wezwanym zostanie, stwierdzi, iż śmierć nastąpiła skutkiem opicia, a obok tego ze zbyt długiego spoczywania czaszki na lodzie, mój pomysł jest arcydziełem! Rozniosą o nim wiadomość wszystkie jutrzejsze wieczorne dzienniki!
Wyraziwszy w tych słowach swoje zadowolenie, schował trzy cygara do kieszeni, czwarte zapalił, spojrzał na zegarek, wskazujący dziewiątą godzinę i wyszedł z gabinetu. W korytarzu spotkał posługującego, którego przy obrachunku obdarzył luidorem.
— O której godzinie zamykacie waszą restaurację? zapytał.
— Różnie zdarza się, panie. Jeśli wszyscy goście się rozejdą, zamykamy około jedenastej, dziś jednak przybywali bardzo późno, będzie otwarte u nas jeszcze po północy.
— Pytam się o to dlatego, rzekł Robert, iż mój towarzysz nieco podchmielił sobie.
— Rzecz zwykła, odparł śmiejąc się kelner. Może trzeba przynieść filiżankę herbaty temu panu?
— Nie, niepotrzeba, odparł Loc-Earn. Nie jest on chorym bynajmniej. Zasnął sobie tylko, zostawcie go, proszę w spokoju.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/177
Ta strona została przepisana.