a może i lat wielu, radosne prawie zadowolenie zabłysło na jej twarzy.
— Przybędzie! wyszepnęła, ach! byłam tego pewną! Gdybym była chciała, mogłabym z nim tak być szczęśliwą! A! moje bezrozumne młodociane marzenia, jakże was drogo opłaciłam!
Zaledwie kilka minut upłynęło, turkot nadjeżdżającego powozu dał się słyszeć przed domem Vignot’a i woźnica eleganckiego kabrjoletu ujrzał ze zdumieniem wysiadającego swego pana, i zagłębiającego się w korytarz tej brudnej kamienicy.
Wice-hrabia przebiegi szybko wschody, wiodące na pierwsze piętro, gdzie spotkał wyczekującą już panią Angol.
— Proszę o wskazanie mi mieszkania pani hrabiny de Randal, rzekł w mniemaniu, iż mówi ze służącą.
— Tu panie, odpowiedziała wskazując. Racz pan wejść do mnie. Pani hrabina jest jedną z mych pensjonarek. Możesz pan być przekonanym, iż ją otaczam najtkliwszern staraniem. Pan jesteś zapewne osobą, do której pisała dziś rano?
— Tak, właśnie.
— Poprowadzę pana. Ta biedna chora oczekuje cię niecierpliwie. Pójdź pan, pójdź prędko.
— Racz mi pani przedewszystkiein powiedzieć, czy życie pani hrabiny znajduje się istotnie w niebezpieczeństwie?
— W niebezpieczeństwie, ach! tak, niestety! Biedna kobieta ledwie dożyje do wieczora. Osądź pan, przy tak wątłem zdrowiu, przebycie słabości. I w jak stra-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/34
Ta strona została przepisana.