Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/46

Ta strona została przepisana.

pałacu markiza, w wezwaniem do poddania się prawu.
Skoro odeszli, starzec przywdział żałobę, córce! Dotrzymał przysięgi, Klotylda była dla niego umarłą.
W krotce po załatwieniu oznaczonych terminem formalności, ogłoszono małżeństwo pana hrabiego de Randal z panną de Maucombe, i Gontran objął zarząd majątkiem żony, nader zresztą skromnym, bo dosięgającym zaledwie cyfry trzystu tysięcy franków, z tej prostej przyczyny, że matka Klotyldy, lubo pochodzącą ze znakomitej rodziny, wniosła markizowi w posagu tylko tę sumę.
Resztę owej smutnej historji zamknąć możemy w krótkich wyrazach.
Pan de Maucombe był dobrym prorokiem. Spełniły się co do joty jego przewidywania. Gontran zawiedziony w nadziejach pochwycenia kilku milionowego posagu, rzucił się w szulerkę. Odnowił pierwotne znajomości z kobietami niższego rzędu i owe trzysta tysięcy franków Klotyldy, zaledwie na lat trzy wystarczyły.
Zostawszy bez żadnych środków, Randal chwycił się oszustwa; oszustwo doprowadziło go do fałszerstwa.
Widzieliśmy go zabijającego się wystrzałem z rewolweru, w wynajętym pokoju przy ulicy Batignolles, dla uniknięcia galer.
Umierająca opowiedziała wice-hrabiemu de Grandlieu szczegóły dotąd nieznane.
— Widzisz, Armandzie, kończyła, Bóg ciężko mnie ukarał, lecz sprawiedliwie. Gdybyż jednak gniew Jego mnie tylko dosięgnął! Gdyby ta niewinna drobna istota,