Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/47

Ta strona została przepisana.

która na świat przyszła, nie odcierpiała za winy matki!... Wszak niegdyś tkliwie mnie kochałeś? dodała gasnącym głosem. Przenieś na moją córkę to uczucie, jakie dla mnie zachowałeś. Przed zgonem pragnę me dziecię oddać w twoje ręce. Przyrzeknij, że kochać ją będziesz, że ją otoczysz opieką, że będziesz czuwał nad nią, a umrę spokojna! O! tak, spokojna, prawie szczęśliwa! Przyrzekasz mi to uczynić?
Pan de Grandlieu pochwycił rękę chorej i przycisnął ją do ust.
— Klotyldo! zawołał, twe dziecię nie pozostanie sierotą. Przysięgam ci, będę ojcem dla niej!
— Dziękuję mój przyjacielu! szepnęła pani de Randal, spodziewałam się tego po tobie. Teraz pozostaje mi tylko pojednać się z Bogiem. Niechaj ten Stwórca, który mnie przyjmie wkrótce na swoje łono, błogosławi ciebie i wynagrodzi! Poszukaj księdza, przyprowadź go z sobą. Pozostaw mnie z nim a gdy odejdzie, powróć tu do mnie. Myśl o zakończeniu życia w samotności napełnia mnie trwogą. Pragnę, ażebyś był tu w pobliżu i zamknął mi powieki, gdy dusza ujdzie z mego ciała.
Armand z przytłumionem łkaniem wyszedł z pokoju, by spełnić ostatnią wolę Klotyldy.


Słyszeliśmy mówiącą panią Angot o jednej ze swych pensjonarek, która poprzedniej nocy powiła pięknego chłopca.
Zajmijmy się obecnie tą panią.
Wieczorem w dniu, w którym widzieliśmy hrabiego