Ożeniony powtórnie w pięćdziesiątym piątym roku życia, bezdzietny w picrwszem małżeństwie, został wdowcem po raz drugi, gdy jego Henryka na świat przyszła.
Od lat dziesięciu nie opuszczał wcale Paryża.
Gwałtowny reumatyzm, w połączeniu z napadami podagry, zmuszał go do pozostawania w mieszkaniu. Atak paraliżu pozbawił go władzy w prawej ręce i utrudnił wymowę, nadając jego wyrazom ów dźwięk chropawy, złamany, o jakim wspominaliśmy.
Trudno wyobrazić sobie coś bardziej smutnego nad życie tego człowieka, krzepkiego jeszcze mimo sędziwego wieku, owego starca, tak niegdyś czynnego, który zgnębiony obecnie nieuleczalną chorobą, nie mógł poruszyć się z miejsca bez pomocy swego kamerdynera; starca, patrzącego na upływający dzień po dniu w ponurem milczeniu, w przytłaczającej jednostajności, jedynie w towarzystwie swej córki i malej liczbie sług dawnych.
Drażniony cierpieniem, źle wpływającem na jego usposobienie, pan d’Auberive nikogo nie przyjmował u siebie. Z dawnych jego przyjaciół, współczesnych mu ludzi, bardzo mała garstka pozostała. Ci, którzy żyli, nie chcąc się narażać na odmowę, skutkiem złego stanu zdrowia chorego, zaprzestali go odwiedzać.
Pan d’Auberive uskarżał się niejednokrotnie, że o nim zapomniano. Nie mogło być jednak inaczej.
Biedna Henryka, jak kwiat pozbawiony słońca i ożywczego powietrza, wzrastała przy starcu kochającym ją nad wyraz, któremu wszelako egoistyczna jego ojcowska miłość nie nasunęła myśli, ażeby temu dzie-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/78
Ta strona została przepisana.