Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/96

Ta strona została przepisana.

pensyę, wynoszącą dwanaście tysięcy franków, uważać będziesz za dostateczną dla siebie?
— Ach! to za wiele!
— Prócz tego, dwa od sta, z dochodów moich posiadłości w Maine i Anjou, które mi przynoszą dwieście tysięcy liwrów rocznej ronty. Dochody te powiększysz, jestem tego pewny.
— Lecz, panie...
— Ani słowa! Skończone, przerwał pan d’Auberive. Otwórz tę szufladę, proszę cię, i wyjm z niej sześć biletów bankowych po tysiąc franków każdy.
— Oto są... Gdzież je mam położyć?
— Schowaj je do swojej kieszeni, jest to zaliczka na rok przyszły.
— Nie, panie, nie! Tego ja przyjąć nie mogę.
— Odmawiasz? Dobrze, rzucę je w ogień!
I byłby to niebawem uczynił, czego niedopuściwszy Robert, przyjął je, rzecz naturalna.
Tegoż samego jeszcze wieczora, zajął wspaniały pawilon w pałacu, z tytułem lektora i ogólnego plenipotenta pana d’Auberive.

XVI.

Co było rzeczywistością, a co fałszem w opowiadaniu Roberta, w owej historji, tak prawdopodobnej i popartej niezaprzeczonemi dowodami. Rozwiążmy krótko to zapytanie.
Młody sekretarz pana d’Auberive, jako główna osobistość, przewodnia niejako sprężyna paryskiego dramatu, z którego wstęp przedstawiamy naszym czy-