wsi i przywiózł do Paryża. W jakim to celu?
— Pierwsze początki historji mojego życia nie są bynajmniej zajmującemi. Ów obcy chciał mnie umieścić w kolegium Ludwika Wielkiego, we wstępnej klasie, gdzie uczono czytać i pisać.
— A dalej?
— Przepędziłem lat dziesięć w temże kolegium, podczas których zupełnie nikt mnie nie odwiedzał. Mimo to, szczęśliwe były owe lata w mem życiu. Moi towarzysze żartowali z razu w sposób uszczypliwy, dając mi uczuć osamotnienie, pośród którego żyłem i zapomnienie o mnie rodziny. Odbierałem jednak z rąk szkolnego nadzorcy tygodniowo dość znaczną kwotę pieniędzy na osobiste drobne wydatki, która rozrzucałem na piłki gumowe, agatowe kule, cukierki i tym podobne drobnostki, dzieląc je z kolegami, u których w krotce pozyskałem wielkie poważenie. Byłem pracowitym. Profesorowie przyznawali mi bystrość pojęcia. Chęć odznaczenia się, otrzymania pierwszeństwa pomiędzy uczniami podniecała mnie do nauk. Pracując z zapałem, zdałem dobrze egzamin, na którym przyznano mi stopień bakałarza. Nadszedł wiek rozwagi. Jedna ważna kwestja poczęła zaprzątać mój umysł. Po ukończeniu klas, co się ze mną stanie a raczej co zrobią ze mnie? Do czego mnie przeznaczą?
— Była to ważna kwestja, w rzeczy samej, przerwał Croix-Dieu. I w jakiż sposób została ona rozwiązaną? — Nazajutrz po zdanym świetnie egzaminie, mówił