San-Rémo dalej, egzaminie, stanowiącym uwieńczenie mych nauk, przechadzałem się smutny, w dziedzińcu opustoszonym z przyczyny wyjazdu kolegów na wakacje, gdy powiadomiono mnie, iż ktoś życzy widzieć się ze mną i oczekuje w sali przyjęcia. Pobiegłem z gwałtownie bijącem sercem. Kto wie, mówiłem sobie, czy owa tajemnicza blada blondynka czarno ubrana, w jakiej odgadywałem moją matkę, niedozwoli mi się poznać nareszcie. Doznałem zawodu. W miejscu kobiety ujrzałem jakiegoś młodego mężczyznę.
— Panie, rzekł do mnie, jestem pomocnikiem M. F. notarjusza w Paryżu, zamieszkałego przy ulicy Bellechasse. Mój pryncypał kazał mi panu donieść, iż pan masz bezzwłocznie opuścić kolegium. Władza szkolna została już powiadomioną w tym względzie. Zechciej więc pan wybrać się natychmiast i towarzyszyć mi do wspomnionego notarjusza, który panu zakomunikuje ważne szczegóły co do stanowiska, jakie odtąd zajmować będziesz.
— Dziesięć minut wystarczyło mi na upakowanie mojej podróżnej walizki, poczem, pożegnawszy zawiadującego zakładem, który mi okazywał wiele życzliwości, wsiadłem wraz z onym przybyłym do fiakra i pojechaliśmy na ulicę Bellechasse. Notarjusz przyjął, mnie bardzo uprzejmie, zauważyłem, iż ciekawie mi się przypatrywał. Powiadomiono mnie, rzekłem do niego, iż mam otrzymać od pana jakieś ważne objaśnienia. Wdzięcznym byłbym panu nieskończenie, gdybyś mi nareszcie powiedział, kim jestem?
— Łaskawy mój kliencie, odrzekł notarjusz, mówiono
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/102
Ta strona została przepisana.