Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/131

Ta strona została przepisana.

tością dla wszystkich. Jako młoda żona starego męża, straciła ową aureolę. Teraz należy wicehrabiemu czuwać nad swym skarbem. Jeśli go ustrzedz nie potrafi, tem gorzej dla niego.
Nie twierdzimy aby powyższe uwagi markiza, moralnemi być miały! Przyznajemy im chętnie wysoką nawet niemoralność, lecz dziewięćdziesięciu na stu młodych ludzi, w ten sposób rezonują, zatem i Andrzej San-Rémo, puszczony bez przewodnika w wir zepsutych paryzkich obyczajów, nie mógł stanowić wyjątku z ogólnej reguły.
Odtąd powziął jedną myśl stałą, niepokonaną, by zostać przedstawionym pani de Grandlieu.
Wiemy wszelako, iż skutkiem nieszczęśliwych okoliczności, towarzyszących jego urodzeniu, San-Rémo nie miał stosunków ze światem poważnym, a tem więcej ze sferą arystokratyczną, a obok tego pan de Grandlieu okazywał się bardzo skrupulatnym co do przyjmowania nowych gości w swym domu. Mimo to, siłą cierpliwości i różnych zręcznych zabiegów, młody markiz zdołałby może wytworzyć jakiś związek pomiędzy sobą, a panem de Grandlieu, gdy nastąpiła znana nam katastrofa. Mówimy tu o cofnięciu pensji, wypłacanej Andrzejowi. Znalazł się on natenczas pośród najbardziej upokarzających pieniężnych kłopotów, nie zaniechał jednak swojej miłości, która coraz głębiej w nim się rozwijała, ale odłożył nadal ów blady promyk nadziei.
Znamy tragiczne rozwiązanie, któremu przeszkodził Croix-Dieu, oraz projekta pomocy na przyszłość, przedstawione przezeń młodemu markizowi. W pomyślny