sposób pozornie poprawiały one jego sytuację.
Młodzieniec, w chwili gdy wszystko rozpadało się około niego w ruinę, znalazł bogatego protektora, okazującego dlań prawdziwie ojcowską tkliwość, płacącego jego długi, ofiarującego mu do rozporządzenia swą niewyczerpaną kasę, przywracającego mu życie i obiecującego mu wreszcie urzeczywistnienie jego snów i marzeń, ów klucz do raju, jaki miał przed nim otworzyć podwoje pałacu Grandlieu. Nie dziwna więc, że z chwilą, gdy odszedł baron de Croix-Dieu, San-Rémo, pochwycony odradzającą się w jego sercu nadzieją, wołał w szale upojenia:
— Pragnąłem umrzeć, bo wszystko mnie od „niej“ oddalało. Nastąpił cud, który nas zbliża ku sobie. Miłość każę mi żyć, bo „ona“ mnie kiedyś ukocha! Ot żadna potęga nie dorówna sile miłości! Herminia dziś nie wie, że ja istnieję, a jednak do mnie należy. Przeznaczenie stworzyło nas dla siebie nawzajem. Iskra mojej miłości wniknie w głąb jej duszy. Me pierwsze wejrzenie oddało mnie jej, jej pierwsze spojrzenie mnie ją odda! Przeszkody piętrzące się pomiędzy nami, łamać się będą jedne po drugich, druzgotane mą wolą! Herminia jest mojem dobrem, mem życiem! Kto mi ją bierze, kradnie mi ją! Odzyskać ją mam prawo, więcej niż prawo, wskazuje mi to obowiązek! Nie uchylę się przed nim!
Podczas gdy młodzieniec, rozgorączkowany namiętnością wygłaszał podobne szaleństwa, baron podążał szybko w stronę ulicy de Rome, uśmiechając się z szatańskiem zadowoleniem.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/132
Ta strona została przepisana.